Relaks w parku wodnym na przedmieściach Salonik i zwiedzanie Salonik - drugiego pod względem wielkości miasta Grecji

 
 
 

Saloniki, Waterland

Tego dnia mieliśmy przekonać się, że w Grecji, w środku lata (lipiec), nie musi być upalnie. W nocy była burza i niezbyt ulewny deszcz. Rano (około 7:00) było niecałe 20ºC (zazwyczaj o tej porze było około 24-25º), a niebo całkowicie zachmurzone. Z pewnym niepokojem spakowaliśmy stroje kąpielowe i zaraz po śniadaniu zapakowaliśmy się do autokaru (ponownie Sytraki Travel). Wyruszyliśmy w stronę Salonik - do Waterlandu. Kolejny raz poruszaliśmy się autostradą Saloniki-Ateny. Tym razem jechaliśmy za dnia, więc była okazja przyjrzenia się tej głównej greckiej drodze. Autostrada miała po trzy pasy w każdym kierunku i nawierzchnię bez żadnych kolein! Było to szokujące, zwłaszcza jeśli uwzględni się tutejsze warunki klimatyczne. Za takie "luksusy" trzeba było jednak zapłacić - w drodze do Salonik zaliczyliśmy jedną rogatkę. Nie wszystko było jednak idealne - dwa razy natknęliśmy się na roboty drogowe i dwa z trzech pasów były zamknięte. Czasem w miejscach zwężenia tworzyły się zatory. Przy jednym takim korku kierowca "na chwilę" uciekł z autostrady, na biegnącą równolegle starą drogę i po kilku kilometrach powrócił na autostradę. Jednak gdy skończą się remonty, to będziemy mogli Grekom pozazdrościć nowoczesnej autostrady. Choć Grecja ma w sumie zaledwie 470 km autostrad, lecz są na poziomie lepszym niż w Polsce. A jeśli uwzględni się prawie trzykrotnie mniejszą powierzchnię Grecji i fakt, że większość kraju stanowią wysokie góry, to możemy tylko się wstydzić z naszymi zaledwie 60 km autostrady na poziomie europejskim (Katowice-Kraków). Pozostałe drogi greckie są niestety przeważnie wąskie i bez utwardzonych poboczy, ale za to bez kolein i dziur, pomimo znacznego ruchu samochodów ciężarowych i wysokich temperatur.

Mniej więcej w połowie drogi pilotka podała nam niepomyślną wiadomość z Salonik - padał tam deszcz. Zaproponowała więc, aby zamienić Waterland na zwiedzanie miasta. Autokar wiózł bowiem trzy niezależne wycieczki: do Waterlandu, do Salonik na zwiedzanie miasta oraz do Salonik na zakupy. Jednak ta część z nas, która jechała do Waterlandu jednomyślnie zdecydowała, że nie zmieniamy programu. Zresztą zwiedzając metropolię w klapkach nie wyglądalibyśmy najlepiej, nie mówiąc już o wygodzie. Postanowiliśmy korzystać z atrakcji "wodnego świata" niezależnie od pogody.

Gdy zbliżyliśmy się do przedmieść Salonik zaczęło kropić, ale widoczność była wystarczająco dobra, aby podziwiać panoramę miasta. Saloniki (Thessaloniki) to drugie (po Atenach) pod względem wielkości i liczby mieszkańców miasto Grecji i jednocześnie stolica greckiej Macedonii. Położenie miasta jest bardzo atrakcyjne: nad samym brzegiem Morza Egejskiego (Zatoka Termajska), częściowo na zboczach wzgórza. Saloniki na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie miasta zamożniejszego niż Ateny. Widać to zarówno po mieszkańcach jak i po ulicach, sklepach czy samochodach. Nie jestem pewien czy te nasze obserwacje odpowiadają rzeczywistości, bo zarówno Ateny jak i Saloniki poznaliśmy w minimalnym stopniu, ale takie było nasze wrażenie. Zapewne jednym z głównych źródeł bogactwa miasta jest jego nadmorskie położenie. Znajduje się tu największy port morski i duże lotnisko międzynarodowe. Jest to najważniejszy węzeł komunikacyjny Grecji Północnej i jedno z głównych centrów przemysłowych Grecji. Saloniki są też ważnym ośrodkiem życia religijnego (wiele bizantyjskich kościołów), naukowego (uniwersytet, konserwatorium muzyczne) i kulturalnego. W samym centrum miasta, przy Białej Wieży, zostawiliśmy osoby, które przyjechały tu na zwiedzanie i zakupy, a następnie udaliśmy się do leżącego na wschodnich przedmieściach Waterlandu.

Gdy dotarliśmy na miejsce i wysiedliśmy z autokaru deszcz już nie padał, ale niebo było całkowicie zachmurzone, a temperatura nadal około 20ºC. Do tego jeszcze wiał chłodny wiatr. Szybko przebraliśmy się w stroje (torby i ubrania można było zostawić w skrytkach) i....do basenów. Na pierwszy ogień poszła "Leniwa Rzeka", będąca atrakcją zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Ale najciekawsze były najwyższe zjeżdżalnie: prostarurowa. Jak można się domyślić (ze zdjęć) nie były przeznaczone dla najmłodszych - minimalny wzrost 140cm. Najmłodsi mieli namiastkę dużej zjeżdżalni rurowej - w mniejszej skali. Dużą popularnością cieszył się wielki basen ze sztucznymi falami. Wizyta w Waterlandzie była dla nas wszystkich wielką frajdą, choć trochę rozczarowała nas ilość basenów i zjeżdżalni. Cały obszar parku nie był zbyt duży. Nie byliśmy wcześniej w innym takim obiekcie, więc nie mieliśmy bezpośredniego porównania, ale osoby, które były z nami, mówiły, że widziały w Europie większe i ciekawsze kompleksy. Dużym plusem tego parku była opieka ratowników - na każdej zjeżdżalni było ich co najmniej dwóch. Podobno też grecki Waterland słynie z czystości wody, kontrolowanej automatycznie. Nie żałujemy wydanych pieniędzy, choć stosunek ceny do ilości atrakcji był dość wysoki, a sam obiekt nieco przereklamowany. Niestety ewidentnie nie dopisała nam pogoda, więc zamiast non-stop siedzieć w basenach musieliśmy dość często robić przerwy na rozgrzanie się. Ponieważ nie zanosiło się, że wyjrzy słońce, postanowiliśmy skrócić pobyt o godzinę i pojechać wcześniej do Salonik.

W centrum miasta mieliśmy ponad godzinę wolnego czasu. Pozwoliło to na spacer po najbliższej okolicy Białej Wieży i drobne zakupy (ouzo!) w pobliskim markecie. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie długi bulwar nadmorski, z niekończącym się szeregiem domów. Podobnie jak w Atenach nie spotyka się tu wieżowców - większość domów ma VIII - X pięter. Nad samym morzem góruje majestatyczny pomnik Aleksandra Wielkiego na ukochanym Bucefale. W sumie zła pogoda miała też i dobre strony - za jednym wyjazdem (i jedną opłatą) zaliczyliśmy prawie program 3 wycieczek: Waterland oraz zakupy i zwiedzanie Salonik.

wstecz dalej

 
LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK