Wycieczka fakultatywna Bodrum (Turcja) - Saint Tropez Wschodu zrealizowana w 2025 roku

 
 
 

Wycieczka do Bodrum

Bodrum (Turcja) - "Saint Tropez Wschodu"

Trzecia wycieczka, którą zarezerwowaliśmy jeszcze w Polsce, to była: „Bodrum (Turcja) - Saint Tropez Wschodu”. Nigdy nie byliśmy w Turcji i generalnie nas tam nie ciągnie - ani na pobyt, ani na zwiedzanie. Uznaliśmy jednak, że skoro to tylko pół godziny drogi i nie są potrzebne wizy, to na jeden dzień możemy się tam wybrać. Liczyliśmy, że dzięki temu będziemy mieli jakieś pojęcie o Turcji i Turkach, a przy okazji zobaczymy coś ciekawego. Zdjęcia na stronie Rainbow wyglądały zachęcająco, program też wydawał się ciekawy:

Podczas naszej wycieczki zatrzymamy się na malowniczo usytuowanym wzgórzu z wiatrakami, zwiedzimy antyczny teatr wybudowany przez Mauzolosa oraz zobaczymy bramę starożytnego Halikarnasu. Podczas wizyty w centrum złota poznamy tajniki wyrobu niezwykłej tureckiej biżuterii. Odwiedzimy również sklep ze słodkościami i butik z galanterią skórzaną. Nie zabraknie też czasu wolnego na shopping w prawdziwie tureckim stylu – Bodrum wszak słynie z licznych straganów z pamiątkami i lokalnych sklepików, gdzie uśmiechnięci i życzliwi sprzedawcy oferują orientalne specjały. Polecamy wszystkim miłośnikom klimatycznych miast i zakupów!

Więc jedziemy, a właściwie - płyniemy!

Bodrum

Las masztów w Marinie w Bodrum.
Kliknij aby zobaczyć powiększenie i dodatkowy opis...

Ponownie naszą pilotką z Rainbow była pani Magdalena, z którą dwa dni wcześniej miło nam się zwiedzało Nisiros. Wyruszaliśmy z terminala pasażerskiego w Kos - to wyjazd poza strefę Schengen, więc musieliśmy przejść kontrolę paszportową (wystarczył dowód osobisty, choć jak się okazało nie wszyscy byli świadomi, że jakikolwiek dokument będzie potrzebny - jedna osoba musiała pozostać w Kos, lub wrócić do hotelu na własną rękę😀). Podróż, średnio szybkim katamaranem, zajęła nam niecałe 40 minut (20km). Zamknięty pokład, siedzenia lotnicze, dość dużo wolnych miejsc - ogólenie było wygodnie, ale statek swoje najlepsze lata miał już za sobą. Niestety przez bardzo zmatowiałe szyby i dodatkowo pod słońce, niewiele było widać, a o robieniu jakichkolwiek zdjęć wogóle nie było mowy. Kiedy wpływaliśmy do zatoki portowej w Bodrum zaskoczyła nas jednak olbrzymia ilość jachtów (setki) - pilotka szybko to wyjaśniła: Bodrum to nie jest zwykłe portowe miasto, jakich jest w Turcji wiele. To ekskluzywny kurort , który ma zupełnie inny klimat niż np. Ankara, Stambuł czy nawet Antalya. Przypomina trochę greckie miasta, a może jeszcze bardziej ekskluzywne miasteczka portowe zachodniej Europy - np. tytułowe Saint Tropez. Miasto jest bardzo drogie, droższe od stolicy, czy Stambułu - podobno najdroższe w całej Turcji. Jest popularne wśród artystów, celebrytów i biznesmenów (tureckich i europejskich).

Wzgórze Wiatraków

Wzgórze Wiatraków odzielające Bodrum od miasta Gümbet.
Kliknij aby zobaczyć powiększenie i dodatkowy opis...

Gdy szliśmy z terminala nabrzeżem mariny, kolejnym zaskoczeniem był widok z bliska tych wszystkich jachtów, zacumowanych ciasno jeden przy drugim - prawie wszystkie miały czerwoną turecką banderę. Po chwili dołączył do nas lokalny przewodnik, z którym wyruszyliśmy niewielkim autokarem do pierwszego punktu naszego programu - na Wzgórze Wiatraków. Na dość wysokim pagórku, na półwyspie oddzielający Bodrum od sąsiedniego miasta - Gümbet - znajduje się grupa kamiennych wiatraków, które służyły do mielenia zboża - podobne do tych, które widywaliśmy w Grecji. To podobno jedno z najlepszych miejsc na zachód słońca w całym Bodrum – widok na zatokę, morze i stare wiatraki robi ogromne wrażenie. Niestety wszystkie wiatraki są zrujnowane, pozbawione śmigieł, często nawet dachów - w porównaniu np. do wiatraków, które widzieliśmy w stolicy Rodos - wyglądają dość kiepsko. I chyba najlepszym co można powiedzieć o tym miejscu, to to że faktycznie widoki stąd są wspaniałe - z jednej strony na Bodrum, z wyróżniająca się bryłą twierdzy joannitów, strzegącej wejścia do portu, a z drugiej na Gümbet leżący nad dużą, otwartą zatoką. Pół godziny na zrobienie zdjęć, ewentualnie przekąskę w niewielkim barze (soku z pomarańczy nie mieli😒, oferowali z granatów) i wracamy z powrotem do miasta.

Brama Myndos

Panorama Bodrum ze Wzgórza Wiatraków.
Kliknij aby zobaczyć powiększenie i dodatkowy opis...

Zatrzymujemy się na 10 minut przy drugim punkcie programu - Bramie Myndos. To pozostałość po zachodniej bramie obronnej starożytnego Halikarnasu, zbudowanej w IV w p.n.e. przez króla Mauzolosa (tego samego, od którego imienia pochodzi słowo mauzoleum), miasta które kiedyś było potężną stolicą królestwa Karji. Brama była częścią długiego systemu murów miejskich, które otaczały miasto, chroniąc je przed atakami, zwłaszcza od strony morza. Odegrała ona ważną rolę w oblężeniu Halikarnasu przez Aleksandra Wielkiego w 334 r. p.n.e. - to właśnie tutaj rozegrała się jedna z najkrwawszych bitew. Brama dziś nie robi wielkiego wrażenia, a to i tak podobno najbardziej widoczny element dawnego Helikarnasu. W całym Bodrum jest kilka miejsc, gdzie odkryto niewielkie fragmenty murów, fundamenty Mauzoleum z fragmentami kolumn, rzeźb i sarkofagu. I przede wszystkim antyczny amfiteatr zbudowany w IV w. p.n.e. za panowania Mauzolosa, a później rozbudowany przez Rzymian. Podobno jest dobrze zachowany, zdecydowanie lepiej niż Brama Myndos czy Mauzoleum - to według programu, miał być kolejny punkt naszego zwiedzania.

Centrum złota - zamiast antycznego amfiteatru

Ten punkt programu okazał się jednak pierwszym wielkim rozczarowaniem - nie wiem skąd w programie wzięło się słowo „zwiedzimy” - o żadnym zwiedzaniu nie było mowy, a teatr widzieliśmy tylko przez chwilę z okien autokaru😒 A jest podobno warty zwiedzania, bo nie tylko jest dobrzez zachowany, ale też z górnych rzędów widowni roztacza się piękny widok na Bodrum i zatokę. Jest otwarty przez prawie cały dzień, i chyba bez opłat. To jedno z najlepiej zachowanych starożytnych miejsc w całym regionie i jeden z najciekawszych zabytków, jakie można zobaczyć w mieście. Zamiast tego pojechaliśmy (też zgodnie z programem) do centrum złota. Nie poznaliśmy tam jednak tajników wyrobu niezwykłej tureckiej biżuterii (cytat z programu). Zamiast tego, nasza 28-osobowa grupę została osaczona przez około dziesięciu sprzedawców, z których 5 pań mówiło dobrze (choć z rosyjskim akcentem) po polsku! Wszyscy byli mili, ale niezwykle nachalni! Teraz dopiero do nas dotarło w pełni, że zakupy złotej biżuterii, to główny punt tej wycieczki, a pozostałe - są tylko dla zmylenia. Zamiast o tajnikach wyrobu złota, dowiedzieliśmy się od pani Magdaleny, jak bardzo ważne dla wszystkich Turków jest złoto. To nie tylko biżuteria czy inwestycja — dla Turków to część tradycji, tożsamości i sposobu myślenia o bezpieczeństwie finansowym (i tu mieli rację - przy oficjalnej inflacji 35%, a realnej - ponad 50% - to najlepsza lokata). Jest ono tam bardzo porządane, a podarunek ze złota to podstawowy element wszytkich uroczystości (wesele bez złota to dla Turków prawie obraza tradycji). I to był właściwie ostatni zorganizowany punkt tej wycieczki. Oczywiście nie wszyscy mieli do niego taki stosunek jak ja - kilka osób widzieliśmy w osobnych pokoikach, przeznaczonych do negocjacji handlowych.

Twierdza joannitów - Zamek św. Piotra (bez powodzenia)

Twierdza joannitów niegdyś strzegła wejścia do portu.
Kliknij aby zobaczyć powiększenie i dodatkowy opis...

Wróciliśmy autokarem do portu, gdzie mieliśmy ponad 2,5 godziny czasu wolnego - np. na kebaba i zakupy😀 Postanowiliśmy na własną rękę zwiedzić potężną twierdzę joannitów, do której wejście widzieliśmy przy samym nabrzeżu mariny. Stojąc w kolejce do kasy, widzieliśmy na tablicy ceny wstępu zarówno w lirach jak i w euro. Gdy jednak przyszła nasza kolej, to dowiedzieliśmy się, że za bilety można zapłacić tylko lirami😒 Mogliśmy szukać kantoru, ale obawialiśmy się jakiejś kolejnej przeszkody, gdy już będziemy mieli w dłoni liry - np. że nie wpuszczają z plecakami itp. A zamiana z powrotem lir na euro nie jest tu możliwa. Z wielkim żalem zrezygnowaliśmy z dalszych prób zwiedzenia twierdzy, zadowalając się jedynie podziwianiem jej potężnych murów z zewnątrz - dobrze prezentuje się od strony nabrzeża, ciągnącego się za pasażem handlowym. Było to nasze drugie wielkie rozczarowanie. Nie mogliśmy zrozumieć dlaczego podczas wycieczki nie zwiedza się dwóch największych zabytków tego miasta (a zwiedza się niewiele wartą bramę). Może dlatego, że te monumentalne zabytki nie są turecką spuścizną, tylko najeźdźców - Greków i Rzymian oraz joannitów? Jednak Rainbow to polska, a nie tureckia firma - powinna być bardziej obiektywna. Przecież wystarczyło dać wybór - lubujący się w zakupach mogli spędzic nawet 2 godziny w centrum złota, a  w tym czasie pozostała część grupy mogłaby zwiedzić teatr i fortecę. Pani Magdalena też nie była chętna do pomocy w naszym samodzielnym zwiedzaniu fortecy - wręcz próbowała nas zniechęcić, mówiąc, że owszem można ją zwiedzić, ale to zajmie dużo czasu. Do teatru z portu było zbyt daleko na pieszą wędrówkę przez nieznane miasto. Większość czasu pozostałego do odpłynięcia statku spędziliśmy więc robiąc drobne zakupy w częściowo zadaszonej części handlowo-gastronomicznej miasta, przylegającej do nabrzeża i na wędrówce po okolicy, w poszukiwaniu ciekawych miejsc, np. meczetów. Na pokład statku wchodziliśmy zmęczeni - i fizycznie, i psychicznie.

Podsumowanie

Kebab zapiekany z warzywami chyba widzieliśmy po raz pierwszy.
Kliknij aby zobaczyć powiększenie i dodatkowy opis...

Jak nam się podobała wycieczka? Chyba nie ma watpliwości, że się nam nie podobała - była to w dużej mierze strata czasu i pieniędzy. Ale to zdarzyło się po raz pierwszy, a korzystamy z takich wycieczek już od prawie 25 lat. Różnie je ocenialiśmy, ale dotychczas nigdy nie odradzaliśmy. Tym razem - w ramach ostrzeżenia: jeśli ktoś nie jest zainteresowany odwiedzeniem Turcji w celu wyłącznie lub głównie zakupów (w szczególności złota), to ODRADZAM tak zorganizowaną wyprawę do „Saint Tropez Wschodu”. Mam żal do biura Rainbow, że nie informuje wprost, jaki jest rzeczywisty cel wycieczki, i że zamieszcza w programie punkty zwiedzania, których nie zamierza realizować. Zastanawiałem się czemu przed zakupem wycieczki nie widzieliśmy w opiniach na stronie Rainbow informacji jak, naprawdę przebiega ta wycieczka i jaki jest jej cel. Ale jeśli moja opinia na jej temat też się nie pojawi, to będę miał odpowiedź.

I tą niezbyt udaną wyprawą do Azji Mniejszej kończymy nasz cykl wycieczek fakultatywnych i jednocześnie kończymy pierwszy tydzień naszego pobytu. W kolejnym tygodniu odbierzemy auto i będziemy jeździć tem gdzie chcemy i tak jak chcemy, a ewentualne pretensje będziemy mieć wyłącznie do siebie.

wstecz dalej

 
 
LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK