Spacer po stolicy Zakintos - mieście o tej samej nazwie

 
 
 

Stolica wyspy - Zante Town

W przerwie pomiędzy dwiema wycieczkami zorganizowanymi przez Zante Magic Tours wybraliśmy się autobusem KTEL (odpowiednik naszego PKS) do stolicy wyspy - miasta Zakynthos (Zante). W dni powszednie autobus jeździ w ciągu dnia co godzinę. I co dziwne - jeśli się zna zwyczaje greckich autobusów (zwłaszcza na wyspach) - przyjechał niemal punktualnie. Podróż klimatyzowanym autobusem (za 1,6€ od osoby) trwała niecałe pół godziny. Jak na 8 km dzielące hotel od centrum Zante może się to wydawać dużo. Ale trzeba uwzględnić jeszcze dodatkowe kilka kilometrów, bo aby dojechać do dworca autokar okrążał miasteczko. No i stan dróg na Zakynthos - większość drogi z Tsilivi jest tak wąska, że nawet dwa auta osobowe miałyby problem z wyminięciem się, bez zjeżdżania na pobocze, którego przeważnie nie ma. A co dopiero autokar. Kierowca zapobiegawczo trąbił przed każdym zakrętem, aby ci z przeciwka wiedzieli co ich czeka.

Na dworcu KTEL, przy wyjściu z autobusu oraz przy kasach, rozdawane były rozkłady jazdy z dość szczegółowym planem miasta na odwrocie - okazał się on bardzo przydatny. Kierując się drogowskazem dotarliśmy wąskimi uliczkami do nabrzeża portowego. Miasto Zante rozpościera się półkoliście wokół zatoki - od wschodu ogranicza je niebieskie morze, a od północy i zachodu porośnięte zielenią wzgórza. U stóp jednego z dwóch malowniczych skalnych urwisk, z pionowymi formacjami skalnymi przypominającymi organy, leży dworzec KTEL. Tak więc nawet nie mając planu miasta, łatwo do niego trafić - "organy" widoczne są z prawie każdego miejsca nabrzeża. Centralną część nabrzeża zajmuje basen portowy - to największy port na wyspie, w sezonie często goszczą tu duże statki turystyczne. Wzdłuż jego brzegu ciągnie się szeroka promenada - Strata Marina.

Nasz spacer rozpoczęliśmy od południowego krańca promenady, przy którym znajduje się największy kościół miasteczka - poświęcony patronowi Zakynthos - św. Dionizosowi. Wysoka i smukła dzwonnica, przypominająca trochę kampanilę na weneckim placu św. Marka, widoczna jest z wielu punktów miasta. Sam kościół to jeden z zaledwie trzech budynków, który ocalał po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło miasto w 1953 r. Warto zajrzeć do trójnawowego wnętrza aby zobaczyć piękny wystrój świątyni - freski, ikony i bogato złocony ikonostas. Turystów obowiązuje, jak we wszystkich czynnych kościołach w Grecji, skromny strój. Dla pań niestosownie ubranych przy wejściu rozdawane były długie chusty, pozwalające okryć się od stóp do głów. W prawej nawie, w srebrnym sarkofagu, spoczywają szczątki św. Dionizosa. Kilka razy w roku, w czasie świąt poświęconych patronowi, jego relikwie przenoszone są ulicami miasta, do którego źciągają wówczas tysiące wiernych. Na zakończenie święta, wieczorne niebo rozświetlają sztuczne ognie. Św. Dionizos urodził się na Zakynthos w połowie XVI w. Uznano go za świętego człowieka po tym, jak będąc mnichem udzielił schronienia mordercy swego brata (formalnie kanonizowany został w 1703 r.). W lewej nawie zauważyć można ciekawy wielki fresk przedstawiający scenę sądu ostatecznego. Za kościołem znajduje się imponujący budynek klasztoru (monastyr).

Kontynuowaliśmy nasz spacer promenadą, zaglądając do niezbyt licznych sklepów z pamiątkami - zdecydowanie więcej było tu lokali gastronomicznych i biur podróży. Wzdłuż nabrzeża, na którym suszyły się rozłożone sieci, cumowały łodzie rybackie. Wprost z nich można kupić świeżą rybę. Powoli dotarliśmy do Placu Solomosa - miejsca, w którym odbywa się wiele imprez kulturalnych miasta. Centralnym punktem placu jest pomnik Dionizosa Solomosa - pochodzącego z Zakynthos wybitnego poety patriotycznego, który żył w tych samych latach co nasz Mickiewicz. Zresztą na pierwszy rzut oka postać na cokole przypominała nam bardzo polskiego wieszcza. Solomos jest twórcą poematu "Hymn do wolności", który w 1864, po zjednoczeniu Wysp Jońskich z Grecją stał się hymnem narodowym. Utwór dostał się do Księgi rekordów Guinnessa - jako najdłuższy hymn - posiada 158 zwrotek, ale tylko 2 pierwsze używane są jako hymn Grecji. Tekst drugiej zwrotki wyryty jest na cokole pomnika.

Prostokątny plac zabudowany jest z trzech stron - znajduję się tu budynek Ratusza, Biblioteka Miejska (i jednocześnie Dom Kultury) oraz Pobizantyjske Muzeum Zakynthos (głównie malowidła sakralne). Wszytkie te budynki zostały odbudowane od podstaw po trzęsieniu ziemi. Wyglądają jak oryginalne, ale zbudowane są ze zbrojonego betonu - kolejne trzęsienia nie powinny im zaszkodzić. Jedynym budynkiem przy placu, który przetrwał kataklizm, a przy okazji najstarszym budynkiem w mieście, jest niewielki kościół św. Mikołaja z Mola. Znajduje się on tuż przy budynku Biblioteki Miejskiej, w której mieszczą się fotografie i ryciny pokazujące Zante sprzed trzęsienia ziemi. Został zbudowany w połowie XVw. w stylu weneckim (tylko dzwonnica jest bizantyjska) przez cech marynarzy. Pierwotnie znajdował się na wysepce, leżącej nieopodal brzegu, z którym połączona była molem - stąd jego nazwa. Choć przetrwał samo trzęsienie, to ucierpiał na skutek pożaru, który po nim nastąpił i dopełnił zniszczenia miasta. Czwarte niezabudowane skrzydło placu od nabrzeża, przy którym cumują czasem duże jednostki, oddziela niewielki skwerek palmowy. To tutaj znajduje się popiersie najpopularniejszego kompozytora greckiego XIX w. - Pavlosa Kerrera oraz spiżowa Statua Wolności.

Ponad zabudowaniami Placu Solomosa widoczne było wzgórze zamkowe, przy wiosce Bohali. Leży ono na północny-zachód od centrum miasta i obecnie stanowi ulubione przedmieście mieszkańców Zante - z ogrodami skrywającymi wśród kwiatów i zieleni piękne domy. Szczyt wzgórza zajmują ruiny twierdzy weneckiej i liczne tawerny, z których rozpościera się przepiękna panorama na miasto i Zatokę Laganas. Południowe słońce dawało się na już dość mocno we znaki, więc odpuściliśmy sobie wspinaczkę na wzgórze. Zresztą i tak nie moglibyśmy zwiedzić twierdzy - w poniedziałki nie ma do niej wstępu. Powoli wracaliśmy w kierunku dworca KTEL, tym razem jednak nie nadmorską promenadą, ale szeroką (jak na warunki miasteczka) ulicą 21 maja i dalej ulicą Alexandrou Roma. To najbardziej handlowa ulica miasta, otoczona kamieniczkami z arkadowymi parterami, dającymi trochę cienia. Powoli dotarliśmy do Placu św. Pawła (Agiou Pavlou) - kiedyś było tu targowisko, na które okoliczni wieśniacy zwozili swoje produkty. I tu zamykała się pętla naszego spaceru po mieście.

Ogólnie miasteczko Zante nie zachwyciło nas - poza Placem Solomosa, kościołem św. Dionizosa i ew. wzgórzem Bohali, na którym nie byliśmy, nie ma tu wiele do oglądania. Może to na skutek zniszczeń wywołanych trzęsieniem ziemi miasto utraciło swój urok? Uliczki, nawet te wąskie, nie miały takiego klimatu, jak np. starówka Rethymnonu na Krecie. A może to tylko nasze wrażenie... Natomiast jeśli ktoś chciałby się wybrać do stolicy po pamiątki, to chyba więcej sklepów i większy wybór upominków znajdzie w kurortach. Jedynie tradycyjnych greckich przysmaków, oliwy, ziół itp., takich jakie można jeszcze kupić w górskich wioskach, widzieliśmy w Zante więcej niż w Tsilivi.


wstecz dalej

 
LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK