Podczas przerwy na lunch w Sali ktoś z uczestników zauważył, że pilot omawiając plan na najbliższe dni nie wspomniał ani razu o Volubilis - pozostałościach rzymskiego miasta, choć mieliśmy to w naszych programach dołączonych do umowy. Okazało się, że pilot zapomniał, że od połowy maja wycieczka odbywa się według katalogu letniego, w którym mieści się zwiedzanie Volubilis. Próbował jakoś przeorganizować dalsze godziny i początkowo wydawało się, że ze wszystkim się wyrobimy, tylko do hotelu dotrzemy 2,5h później. Ale w czasie jazdy okazało się, że miejsca archeologiczne w Volubilis są otwarte zbyt krótko, żeby zdążyć dojechać (kiepskie drogi, a nie autostrada) i nawet w pośpiechu coś zwiedzić. Może gdybyśmy rano wyjechali godzinę, półtorej wcześniej, to wszystko udałoby się zorganizować. Trudno. Dla nas nie była to bardzo duża strata - rzymskich ruin naoglądaliśmy się i w Grecji, i w Italii, ale niektórzy uczestnicy byli bardzo niezadowoleni. Oczywiście pilot zwrócił nam potem koszty wstępu w Volubilis, wliczone w pakiet obowiązkowy 150€ / osobę, który już z góry pobrał. A podczas wieczornego przejazdu z Meknes do Fezu opowiedział nam szczegółowo, co się tam zwiedza - tak jakby nas tam oprowadzał. A przy okazji dużo więcej - o całej historycznie obecności Rzymian na tym terenie, aż po arabizację. Musieliśmy tylko wytężyć naszą wyobraźnię i... tak jakbyśmy zwiedzili Volubilis.
Z Rabatu jedziemy autostradą na wschód - w głąb lądu. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów, może trochę dłużej, jedziemy przez tereny, gdzie występuje dużo dębów korkowych. Dotychczas z tymi drzewami kojarzyła mi się tylko Portugalia, bo faktycznie kraj ten odpowiada za 50% całej światowej produkcji. Ale dęby korkowe występują również w Hiszpanii, Włoszech i Francji, a z krajów afrykańskich w Tunezji, Algierii i właśnie w Maroku. Większość widzianych drzew miała zdjętą z pni korę - po około 10-12 latach odrośnie całkowicie i ponownie można będzie ją zdejmować. Czynność ta nie szkodzi drzewom, bo pozyskuje się tylko zewnętrzną, obumarłą część. Te drzewa wzdłuż drogi były stosunkowe młode, ale dąb korkowy w sprzyjających warunkach może rosnąć minimum 150, a nawet 250 lat. Dęby korkowe pomału znikają z krajobrazu, a widoki z okien stają się coraz bardziej zielone. Generalnie na północ od osi Rabat-Fez, wzdłuż której się teraz przemieszczamy, znajdują się najważniejsze tereny dla rolnictwa marokańskiego. Uprawia się tu głównie zboża (pszenicę), warzywa oraz krzewy i drzewa owocowe (cytrusy). Rolnictwo marokańskie nie jest jednak zbyt efektywne - zatrudnia prawie 40% pracującej populacji, a przychody stanowią mniej niż 15% PKB. Ale i tak jesteśmy zdziwieni, że w kraju kojarzącym mi się wcześniej głównie z górami i pustyniami, jakieś rolnictwo w ogóle funkcjonuje. Po niecałych 2 godzinach docieramy do Meknes, też dawnej stolicy Maroka.
Meknes liczy sobie obecnie prawie milion mieszkańców (szóste pod względem liczby ludności w kraju) i uchodzi za stolicę rolnictwa w Maroku. Leży na wspomnianej już linii, od której dalej na północ znajdują się najbardziej atrakcyjne, najbardziej zielone i nawodnione tereny uprawne. Co roku, na przełomie kwietnia i maja, przez kilka dni odbywają się tu targi rolnicze - największe w północnej części kontynentu afrykańskiego. Targi cieszą się tak wielką popularnością, że kiedy z powodu pandemii dwukrotnie się nie odbyły, to w kolejnym roku zainteresowanie było tak duże, że przez kilka dni i w Fezie, i w Meknes brakowało wolnych pokoi. Z roku na rok rośnie liczba wystawców i odwiedzających, również z Polski (wówczas wśród innych flag przy wejściu widać i naszą). Podobno kiedyś odwiedził je również Andrzej Lepper w towarzystwie przedstawicieli polskich rolników. Było to bowiem związane z projektem króla Mohammeda VI, aby wydzielić w różnych rejonach Maroka przestrzenie na farmy i uprawy, którymi zarządzaliby Europejczycy. Miało to na celu wprowadzanie tutaj nowych technologii, nowych upraw, które w Europie są już znane, a tu nie. Nikt z polskich rolników nie zdecydował się, żeby przenieść się do Maroka, ale zdecydowali się farmerzy: francuscy, portugalscy i hiszpańscy. I funkcjonują takie farmy, zarządzane przez obcokrajowców, m.in. w okolicach Agadiru.
Meknes (i okolice) uchodzi też za miejsce, gdzie znajduje się najwięcej winnic i wytwórni wina. Ma tu swoją winnicę aktor Gerard Depardieu, a jeden rodzaj wina z tej winnicy dostępny jest w sklepach, sygnowany na etykiecie jego autografem - to wino Lumiere (fr. Światło). W Meknes produkuje się również piwa – piwo Casablanca – wbrew pozorom nie jest produkowane w Casablance, tylko tutaj, podobnie jak inne popularne piwo: Flag. Jest to też miasto, w którym znajdują się największe tłocznie oliwy. Kiedyś jeszcze odbywało się tu święto związane z końmi - aukcje, targi - a miasto miało duże profity z ich sprzedaży. Na terenach Meknes znajdują się instytuty, które zajmują się krzyżowaniem dwóch głównych ras, czyli: arabskiej i berberyjskej. Dzięki tej krzyżówce uzyskuje się konie, które osiągają dobre wyniki podczas zawodów hippicznych. Jednak 6-7 lat temu targi te przeniesiono do miasta Al-Dżadida, gdzie znajduje się hipodrom.
O mieście tym mówi się także, że jest to miasto wież, murów i bram - to właśnie te elementy, oprócz mauzoleum Mulaja Isma’ila, ściągają do Meknes turystów. I zaraz po wjeździe w okolice centrum zatrzymujemy się na chwilę przy pierwszej takiej bramie - Bab El-Khemis (albo Lakhmis). Bab to brama, a resztę tłumaczy się niekiedy jako czwartkowa (od czwartkowego suku, do którego najbliżej jest przez tę bramę). Ale powinno się tłumaczyć: Brama Wojsk, bo za nią formowały się oddziały wojsk, przed wyjściem poza mury. Brama jest potężna (co widać na zamieszczonym zdjęciu) - łuk bramy w kształcie podkowy otoczony jest dwiema potężnymi basztami, na planie kwadratu. I pięknie, misternie zdobiona (co niekonieczne widać na fotografii, bo detale są bardzo małe). Ta rzeźbiona kwadratowa przestrzeń wokół podkowy ma bok równy 11 metrom. I jest atrakcyjnie położona - tak że ładnie komponuje się na zdjęciach. Przez bramę prowadzi jedna nitka ulicy. Druga poprowadzona jest przez wybity w późniejszych czasach otwór w murze, podobnie jak przejście dla pieszych. Jest to zachodnia brama do mediny i powstała za czasów panowania sułtana Mulaja Isma’ila, o którym za chwilę. Początkowo prowadziła do dzielnicy żydowskiej (Mellach), jednak Mellach został w 1729 roku zrównany z ziemią, przez syna tego sułtana - rzekomo w odpowiedzi na szydercze przyjęcie go przez mieszkańców po powrocie z przegranej bitwy. Geometria i dekoracje bramy są podobne do innej bramy: Bab el-Bardayin (północna brama mediny), która również pochodzi z czasów panowania Mulaja Isma’ila i właściwie była ważniejsza od tej, bo odpowiadała za całą komunikację (i handel) z północą kraju. Na bramie Bab El-Khemis widnieje napis złożony z trzech poetyckich wersetów oraz słowo „zbudowana”, które wskazuje na datę zakończenia jej budowy: 1098 rok hidżry, co odpowiada rokowi 1686-1687 (nowy rok w kalendarzu islamskim nie pokrywa się z naszym).
Jedziemy kawałeczek dalej by wysiąść niedaleko najsłynniejszej i najpiękniejszej bramy w tym mieście, południowego wejścia do medyny: Bab el-Mansour. Problem z tą bramą jest jednak taki, że jest w remoncie i prawie całkowicie przesłania ją rozwieszone na rusztowaniach płótno z nędzną fotokopią bramy 🙁 Tylko z jednej strony trochę zabrakło tego płótna, chyba żeby pokazać wąziutki pasek zdobień i jedną z kolumn. Jesteśmy bardzo zawiedzeni, bo to najładniejsza brama w Meknes i chyba najpiękniejsza w całym Maroku. Została zbudowana jako główne, uroczyste wejście do Kazby (cytadeli królewskiej) sułtana Mulaja Isma’ila. Przeznaczenie bramy było bardziej ceremonialne, niż obronne i miało na celu wywarcie wrażenia na gościach. Dziś jest to jeden z najbardziej znanych i podziwianych zabytków miasta (obok mauzoleum sułtana). Brama jest zwykle zamknięta (chyba, że są w niej jakieś wystawy) i podziwiać ją można tylko z zewnątrz, ale gdy nie ma rusztowań 🙁 Dosyć biadolenia! Zasłonięta, trudno! Znalazłem kilka zdjęć w internecie ukazujących Bab el-Mansour. Na zamieszczonym tu jednym z nich widać, że różni się ona od większości (może wszystkich) bram w Maroku. W szczególności flankujące kwadratowe bastiony lub wieże wsparte są na czterech grubych, przysadzistych kolumnach w rogach, a pomiędzy nimi znajdują się łuki w kształcie podkowy, tworzące wydrążoną loggię (niszę) u podstawy wież. Dalej po bokach, po obu stronach bastionów, znajdują się masywne marmurowe kolumny podtrzymujące duże wystające powyżej pilastry. Kolumny z ozdobnymi, złożonymi kapitelami pochodzą ze starożytnego Rzymu i prawdopodobnie zabrano je z pobliskiego Volubilis. Naprzeciwko bramy jest plac El Hedime - zwykle gwarny, z pięknym widokiem na bramę. On też był rozkopany i ogrodzony.
Początki miasta sięgają VIII wieku naszej ery, kiedy to berberyskie plemię Meknaza (Miknasa) (stąd już wiadomo, skąd dzisiejsza nazwa miasta) założyło dwie osady na obu brzegach rzeki Boufekrane. W XII wieku, za panowania dynastii Almorawidów, jedna z tych osad dała początek dzisiejszej starej medynie w Meknes. Powstał wówczas Wielki Meczet, uznawany za najstarszy w mieście. Twierdza początkowo oparła się militarnemu natarciu Almohadów, którzy jednak po długim oblężeniu zniszczyli miasto. W kolejnych latach zostało odbudowane. Za panowania dynastii Marynidów (wiek XIV i XV), która przeniosła stolicę do pobliskiego Fezu, namiestnikami w Meknes bywali książęta Marynidów - następuje rozwój Meknazy. W tym okresie Meknes po raz pierwszy zostało otoczone murami obronnymi, a w pobliżu Wielkiego Meczetu powstały główne medresy miasta. Kiedy kolejna dynastia - Saadytów - „zabiera” stolicę z powrotem do Marrakeszu, ponownie następuje upadek Meknazy. Dopiero kiedy w 1672 roku na tronie w Maroku zasiada sułtan Mulaj Isma’il, drugi sułtan dynastii Alawitów, to zaczyna się złoty okres Meknes. Aby ugruntować swoją władzę, pokazać swoją potęgę, postanowił zbudować nową stolicę, w zupełnie innym miejscu niż dotychczasowe: Marrakesz i Fez. Właśnie tutaj, gdzie w poprzednich latach rezydował, podczas gdy sułtanem w Fezie był jego brat. Być może dodatkową przyczyną przeniesienia stolicy był też fakt, że w Fezie i Marrakeszu silną pozycję miał jego bratanek, który też chciał zostać sułtanem.
Niezależnie od powodów, Mulaj Isma’il uczynił w swoich czasach z Meknes centrum Maroka i rozpoczął budowę nowego monumentalnego miasta-pałacu (Heri al-Mansur) w południowej części starego miasta. Niektórzy piszą, że do budowy pałacu, która trwała 55 lat, zmuszono tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy chrześcijańskich niewolników. Mulay Isma’il nie poprzestał na pałacu - odnowił mury i zbudował nowe monumentalne bramy, takie jak Bab Berda'in i Bab Khemis (rozpoczął budowę bramy Bab el-Mansour, ale dokończył ją jego syn). Zbudował także kilka innych kazb, czyli fortów garnizonowych w całym mieście, aby pomieścić swoje „stałe wojska” i pomóc chronić (i kontrolować) resztę miasta. Przeprowadził renowację Wielkiego Meczetu i pobliskiej Medresy al-Qadi, zbudował dzielnicę żydowską (którą potem w gniewie zniszczył jego syn).
Pod rządami Mulaja Isma’ila (które trwały wyjątkowo długo: 55 lat) nastąpił gwałtowny rozwój gospodarczy całego Maroka - rozkwitł handel z Europą, zwłaszcza z Francją i Wielką Brytanią. Udało mu się też odzyskać wiele nadmorskich miast okupowanych przez Anglię i Hiszpanię. Położył definitywny kres osmańskim próbom zdobycia wpływów w Maroku i ustawił Maroko na bardziej równych zasadach dyplomatycznych z mocarstwami europejskimi, częściowo zmuszając je do wykupu jeńców chrześcijańskich przetrzymywanych na jego dworze (jeńców, których wcześniej pojmali piraci i korsarze w służbie sułtana 😀). I jak pamiętamy z poprzednich akapitów - wzmocnił też kazbę w Rabacie, obsadzając ją wojownikami Al Udaja. Mimo wielu zasług, działania Mulaja Isma’ila zapewniły mu reputację bezwzględnego i okrutnego tyrana, co stanowi pewien problemem dla historyków marokańskich.
Po jego śmierci w 1727 r. rozgorzały zacięte walki o sukcesję do tronu między jego siedmioma synami, które doprowadziły do upadku potęgi państwa i anarchii. Meknes utraciło status stolicy (było nią zaledwie 55 lat), a potem doznało zniszczeń w wyniku „lizbońskiego” trzęsienia ziemi w 1755 r. Dopiero za sułtana Mohammeda III z dynastii Alawitów (1757–1790) udało się na nowo zjednoczyć Maroko (to ten sam sułtan, który rozbudował Essaouirę i Casablankę oraz przegonił Portugalczyków z Madaganu czyli Al-Dżadidy). Prochy Mulaja Isma’ila spoczywają obecnie w jego mauzoleum, do którego przejdziemy krótkim spacerem przez medynę (w 1996 roku medyna została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO).
Przez Bramę Mulaja Isma’ila (nie tak warowną, jak inne opisane wcześniej) docieramy do pokrytego misternymi rzeźbami wejścia do Mauzoleum Mulaja Isma’ila, które mieści się w dawnej kazbie (cytadeli) sułtana. To, co najbardziej rzuca się w oczy w budowli, to niezliczone mozaiki ceramiczne - na podłogach, ścianach, schodach - dosłownie wszędzie. Oraz piękne, łukowate przejścia pomiędzy dziedzińcami czy pomieszczeniami. Centralnym punktem jest niewielki meczet, drugi w Maroku, do którego mogą wejść turyści. Oczywiście jeśli wcześniej zdejmą buty (inaczej niż w meczecie w Casablance, gdzie nosiliśmy je ze sobą w reklamówkach - tu zostawiamy przed wejściem).
Komora grobowa przylegająca do meczetu, to kwadratowa komnata, w której znajdują się nagrobki sułtana Mulaja Isma’ila (zm. 1727), jego syna i następcy Ahmada ad-Dhahabi (zm. 1729) oraz innego, późniejszego sułtana. Wykonane są z marmuru i są bogato rzeźbione, z arabskimi napisami kaligraficznymi i motywami arabeskowymi (ornamenty roślinne). W komorze grobowej znajdują się również dwa zegary, które były prezentem od króla Francji Ludwika XIV. Do tej komory wejść nie można - mogliśmy tylko do niej zajrzeć przez otwarte wejście z patio. To patio/meczet jest chyba najbardziej ozdobionym pomieszczeniem, które widzieliśmy w całym kompleksie - zdjęcia nie są w stanie oddać jego wystroju. Ma kształt kwadratu wyznaczonego przez dwanaście marmurowych kolumn, ustawionych w grupach po trzy - w każdym rogu. Wokół patio biegnie galeria (z dywanami), a po środku znajduje się niewielka fontanna. Pomiędzy górną częścią ścian a kopułą jest przestrzeń na szereg dużych okien, które sprawiają, że jest tam prawie tak jasno jak na zewnątrz. Dolne ściany i posadzki są całe w mozaikach, górne ściany oraz obszary wokół mihrabu i drzwi są ozdobione rzeźbionymi i malowanymi sztukateriami z motywami typowymi dla architektury marokańskiej. Arcydzieło!
Mauzoleum Mulaja Isma’ila to główne miejsce historyczne i religijne w mieście. Jest też jednym z najświętszych miejsc dla wszystkich Marokańczyków, celem licznych pielgrzymek. Mauzoleum znajduje się po południowo-zachodniej stronie dawnego pałacu Dar al-Kebira. Powstało w 1703 roku, więc za czasów samego Mulaja Isma’ila. Było potem kilkakrotnie przebudowywane m.in za czasów jego syna (który również tu spoczywa).
Ostatni punkt programu w Meknes - stajnie i spichlerze - to podobnie jak brama Bab el-Mansour znów wielka porażka - też są zamknięte z powodu remontu. Obecnie można je oglądać jedynie z zewnątrz, ale tak naprawdę niczego tam nie widać, poza totalnie wyblakłymi fotosami wnętrz. I poza wielkim zbiornikiem wodnym-cysterną, która miała zasilać medynę, królewskie ogrody oraz stajnie. Pod stajniami, w podziemiach, są spichlerze, które miały zapewnić paszę dla kilkunastu tysięcy trzymanych tam koni. Stajnie i spichlerze są najpotężniejszymi budowlami, które przetrwały silne trzęsienie ziemi z 1755 r. - to samo, które zniszczyło Lizbonę. Spichlerze przetrwały bez szwanku, stajnie straciły dachy. Gruby, kamienny strop porośnięty był trawą stanowiąca naturalną izolację ograniczającą słoneczne nagrzewanie. Dodatkowo dla utrzymania niskiej temperatury pod pomieszczeniami przepływała woda zasilająca zewnętrzny basen. Woda jest tu dostępna do dziś - w jednym z pomieszczeń działa studnia, z której wiadra wyciągały zaprzężone woły. Przewodnicy demonstrują turystom, że woda ciągle płynie - wrzucany kamyk sięga lustra i głośny plusk roznosi się po pomieszczeniu - okrągłe ściany i ceglana kopuła zapewniają dobrą akustykę. Wysokie, podłużne pomieszczenia nakryte kolebkowym sufitem zapełniały zapasy pożywienia dla zwierząt i ludzi. Ze spichlerzy przechodzi się do stajni - dziś, po trzęsieniu ziemi i utracie dachów - zalanych słońcem.
Według wizji władcy oprócz stajni i spichlerzy miał tu też powstać wielki pałac, na wzór Wersalu, o którym sułtan słyszał od swoich ambasadorów. Aby go zbudować, dla pozyskania materiału rozebrano królewski pałac w Marrakeszu oraz sukcesywnie wywożono kamienne elementy z rzymskich budowli w nieodległym Volubilis. Pałacu jednak nie skończono, a tego, co po nim pozostało, nie można zwiedzać. Podobnie jak obecnie również nie można zwiedzać stajni i spichlerzy. Powyższy opis zrobiłem na podstawie relacji innego turysty, który miał możliwość je zwiedzić, ale z kolei nie zobaczył wnętrza mauzoleum (zamkniętego z powodu remontu). Ja rozumiem, że budowle, które mają kilkaset lat, trzeba co jakiś czas remontować i chwała tym, którzy znajdują na to pieniądzie i to robią. Ale żeby zamykać jednocześnie dwie z trzech największych atrakcji miasta, które było kiedyś jedną z czterech stolic Maroka - to gruba przesada.
O ile więc wspomnienia z pierwszej części tego dnia będziemy mieć bardzo miłe (Rabat), to z drugiej części - już nie bardzo 🙁 Organizator wycieczki wiedząc, że tak ważnych punktów nie da się zrealizować, mógł w zamian wybrać inne. Meknes to nie tylko bramy, muzoleum i stajnie. Jest też piękna, rozległa medyna, podobno uroczy suk i wiele kilometrów murów, kolejnych murów i znów: murów. Z bramami - może nie tak pięknymi jak Bab el-Mansour, ale zawsze jakimiś. My to widzieliśmy tylko przelotnie, z okiem autokaru, a wystarczyło zrobić z tego główny (obok mauzoleum) punkt programu zwiedzania Meknes.
Z Meknes do Fezu jest około 65 km, czyli niecała godzina jazdy. Do hotelu, który znowu mieliśmy w centrum miasta, dotarliśmy około 20:00, a pół godziny później mogliśmy pojechać windą na kolację. Trochę nas zaskoczył (na plus) cały hotel, ale szczególnie restauracja, zlokalizowana na najwyższym, 7 piętrze. Wielkie przestronne okna pozwalały na obserwowanie oświetlonego po zmierzchu miasta i gór w oddali. A jakby tego było mało, to można było wyjść na wąską, zabezpieczoną szybami galerię pomiędzy oknami restauracji a krawędzią dachu. Stąd był niczym nieograniczony widok na trzy strony świata. Trochę się spóźniliśmy na zachód słońca - za górami widać było już tylko jasną poświatę, w miejscu gdzie się skryło. Chcieliśmy rano przyjść tu w czasie wschodu, ale niestety restauracja tak wcześnie była jeszcze zamknięta. (O drugim zaskoczeniu dotyczącym 7 piętra - na kolejnej stronie.)
To był chyba najbardziej męczący dzień w czasie całej objazdówki - sporo godzin spędzonych w autokarze i wiele zwiedzonych miejsc (choć można było zwiedzić jeszcze więcej). To dobry pomysł organizatorów, że kolejny dzień zaplanowali z pobytem w jednym mieście i dwoma noclegami w tym samym hotelu. Pomimo spodziewanych wielu atrakcji w Fezie liczymy, żę będzie można trochę odetchnąć...