Przelot na Karpathos i transfer do hotelu Alimounda Mare w Pigadii.

 
 
 

Podróż na Karpathos

To już nasza ósma podróż lotnicza do Grecji, więc pakowanie, a potem sprawdzenie checklisty to już była rutyna. Loty czarterowe z Polski na Karpathos pojawiły się dopiero w 2014 roku i nadal nie jest to popularne miejsce urlopów, dlatego wyloty w tym roku były tylko z Warszawy i Katowic. My lecieliśmy ze stolicy ok. 6 rano, więc z domu musieliśmy wyjeżdżać tuż po północy, aby mieć wystarczająco czasu na transfer z parkingu do terminala. Przejazd w nocy autostradami daje małe ryzyko utknięcia w korku, więc margines czasowy zostawiliśmy sobie minimalny. Ponownie skorzystaliśmy z parkingu P24 - i tym razem transfer na lotnisko i z powrotem poszedł bardzo sprawnie. Od ubiegłego roku zaszła kolejna istotna zmiana na lotnisku - Terminal A został powiększony o dawny budynek, który był ostatnio w remoncie. W hali odlotów było teraz znacznie luźniej.

Warunki pogodowe podczas lotu były dobre, ale niestety mieliśmy miejsca od strony wschodzącego słońca, więc niewiele dało się zobaczyć. Na krótko przed lądowaniem rozpoznaliśmy zarys wysp Kos i Nisyros... kiedy my tam byliśmy?...to już prawie 6 lat. Samolot zniżał się do lądowania i leciał wzdłuż zachodnich wybrzeży Karpathos - teraz dopiero uświadomiłem sobie, jaka to bardzo górzysta wyspa. Wcześniej, oglądając mapy, trudno to było zauważyć. Minęliśmy wyspę, aby zawrócić i lądować od południa - pod wiatr. Tuż przed lądowaniem wypatrzyliśmy z okien samolotu ciekawą plażę w kształcie dwóch łuków u nasady niewielkiego, wydmowego półwyspu (zdjęcie po prawej). Postanowiliśmy, że spróbujemy na nią przyjechać wynajętym autem. Za sprawą silnych porywów wiatru przyziemienie było niezbyt przyjemne - podobnie jak kilka lat wcześniej na Kos, ale tym razem wiedzieliśmy, czego się możemy spodziewać. Krótko po 10:00 lokalnego czasu wysiadaliśmy na malutkim lotnisku na Karpathos.

Z lotniska do Pigadii, gdzie był nasz hotel, jest zaledwie 15 km i jak to w Grecji bywa - przez góry. Pokonaliśmy tę trasę w około pół godziny, zatrzymując się po drodze w kilku hotelach. W zatokach wokół lotniska panują doskonałe warunki do uprawiania windsurfingu, a najbliższy hotel i pensjonaty oddalone są od terminala zaledwie o 200-300 metrów. Ze zdziwienim zobaczyliśmy turystów pokonujących tę trasę brzegiem wąskiej asfaltowej drogi... pieszo, ciągnących za sobą walizki. Oczywiście nie byli to klienci TUI, tylko osoby, które załatwiły sobie noclegi na własną rękę i tylko skorzystały z przelotu czarterem biura podróży. W zatokach widać było wielu windsurferów, a prędkości, z jakimi śmigali, były godne podziwu.

Nasza rezydentka już w autokarze dała nam do wypełnienia dokumenty meldunkowe hotelu, więc formalności w recepcji zajęły nam dosłownie moment. Dzięki temu (i krótkiemu transferowi z lotniska) nie minęło jeszcze południe, kiedy zanurzaliśmy się w krystalicznych wodach Morza Egejskiego. Nasze kolejne wakacje w Grecji właśnie się rozpoczęły...

wstecz dalej

 
LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK LICZNIK